niedziela, 25 stycznia 2015

*6*

*Harry*

- Naleśniki, zrobię naleśniki! - mówię i podskakuję. Dawno nie gotowałem i stęskniłem się za moim ulubionym zajęciem. Louis uśmiecha się uroczo i poprawia bordowy sweter, który idealnie na nim leży. Odwracam swój wzrok od szatyna i związuję włosy w małą kitkę na czubku głowy, po czym wyciągam potrzebne składniki i przybory. Następnie zerkam na zegarek znajdujący się na mojej lewej ręce. 
- Dochodzi ósma, Hazz. - Louis udziela mi odpowiedzi, kiedy odczytuję godzinę z ułożenia wskazówek. Śmieję się pod nosem, ale nie odwracam się twarzą do niego, więc podchodzi do mnie. Obejmuje ramionami mój brzuch i opiera brodę o należące do mnie prawe ramię. 
- Kocham cię. - przejeżdża swoimi ustami po moim uchu szepcząc dwa, piękne słowa. 
- Ja ciebie też. - mówię i kończę moją pracę nad ciastem, po czym wylewam kolejnie osiem na patelnię. Po dwudziestu minutach słodkie, starannie ozdobione i grube naleśniki leżą na stole. Louis podbiega do niech i zgarnia jeden na swój talerz, a następnie bierze wielkiego gryza. Tonę w jego oczach i przygryzam wargę opierając się o blat. Nie mogę się na niego napatrzeć. Po raz kolejny odgarnia swoje włosy, powodując tym samym, że rękawy bordowego swetra opadają w dół, ukazując jego tatuaże na prawej dłoni. Wolno przeżuwa kawałek ciasta, po czym przełyka i zapija sokiem pomarańczowym.
- Zachwycam się, gdy jesz naleśniki, czy to już choroba? - jęczę i powoduję, że szatyn wybucha zaraźliwym śmiechem. Reszta część rodziny przychodzi zaspana do kuchni i w ciągu piętnastu minut wyjada cały stół. Ja i Louis zabieramy się za porządki.
- Wygląda to jak stare, dobre małżeństwo. - chichocze Lou i podchodzi do mnie z brudnymi naczyniami w rękach.
- Jesteśmy ze sobą bodajże trzy dni. - mówię, a on przytakuje dalej się śmiejąc. Razem zmywamy naczynia, powodując, że podłoga sama przypomina zlew. Mój chłopak zamiata i wyciera całą kuchnię, za co dziękuję mu szybkim pocałunkiem. Kiedy odchodzę, a właściwie zamierzam odejść, Louis zatrzymuje mnie w ostatnim momencie.
- Zapomniałbym. Idziesz jutro gdzieś?
- Ukhm... spotykam się z Liamem. - mówię nieśmiało. Jezu, on będzie zazdrosny.
- Jakim Liamem? - pyta zaciskając zęby i pięści, po czym wpija we mnie swój wzrok. Czuję się onieśmielony.
- Moim starym przyjacielem. Lou, on nie jest gejem, ma dziewczynę. - przypominam mu. Nigdy mu o nim nie mówiłem, dlatego ma prawo do tego typu pytań.
- W takim kimś jak ty, można się zakochać w dwie minuty. - prycha, prawiąc mi komplement, nie jest on jednak wyrażony zbyt pozytywnie. Wzdycham i przytulam szatyna. Ten odpycha mnie od siebie i wraca na kanapę.
- Lou, proszę cię. - przeczesuję włosy ręką, zgarniając je z mojego czoła. - Przed chwilą jeszcze się śmialiśmy, a teraz co? - siadam obok niego, zatrzymując rękę na skrzyżowanych ramionach chłopaka, który zerka w stronę okna. Wolno obraca głowę w moją stronę, zatrzymując swój wzrok na moment. Jego głowa w końcu na mnie spogląda.
- Przestań. - wzdycham, sięgając do punktu między jego brwiami i staram się wygładzić małe zmarszczki, spowodowane grymasem na twarzy. Louis przymyka swoje oczy pod wpływem mojego dotyku, po czym gwałtownie pochyla się nade mną i przywiera do mnie ustami. Łapie swoimi dłońmi moją twarz i stara się jeszcze bardziej pogłębić pocałunek, pragnąc większej bliskości. Nagle oboje słyszymy głośne chrząknięcie. Odskakuję od Louisa i wstaję z kanapy unosząc głowę do góry z zażenowania. Śmiech Gemmy odbija się w salonie, a ja oddycham z ulgą.
- Kurwa Gemma, jeszcze raz. - warczę, a ona podciąga się w górę, by usiąść na kuchennym blacie. Cały czas chichocze, cisząc się, że przyłapała nas na gorącym uczynku. Opadam na kanapę, i kolejny raz wypuszczam powietrze z moich ust. Po chwili telefon Louisa zaczyna brzęczeć, a zdjęcie jego dziewczyny miga na ekranie. Trochę dziwnie to brzmi.
- Halo? - szatyn odbiera telefon, udając zaspanego, sprawiając wrażenie, jakby dopiero co się obudził. W czasie rozmowy kilka razu przytakuje, oburza się i śmieje, ale nie jest to prawdziwy śmiech. W końcu ostatnimi słowami, jakie mówi są ''taa, kocham cię'' po czym odkłada słuchawkę i daje swoje ręce na kark, by odetchnąć z ulgą.
- Umówiłem się z Eleanor dopiero o 16. - mówi, biorąc moją dłoń i sprawdzając mój zegarek.
- Dochodzi dziesiąta, Lou. - drażnię się, powtarzając jego dzisiejsze słowa, po czym wstaję z kanapy idąc w stronę mojego pokoju.

*Louis*

Eleanor zadzwoniła w najmniej oczekiwanym momencie i powiedziała, że czeka na mnie o 16 przy Starbucks. Ta kawa stała się jej uzależnieniem i strasznie mnie to wkurwia, że zawsze tam się spotykamy. Jakiś czas po tym, kiedy Harry idzie do swojego pokoju, wracam do domu. Dzisiejsze południe jest zupełnym przeciwieństwem tego, co było wczesnym rankiem. Słońce, które wznosiło się do góry na początku dnia, teraz jest zasłonięte przez gęste, szare chmury, a śnieg zamienił się w mokrą papę przez deszcz, który spadł w ciągu ostatnich, paru godzin. Idąc przez ulicę, co jakiś czas wchodząc w kałuże, rozmyślam nad moim związkiem z Harrym. Wszystko jest takie skomplikowane. Pokochałem go tak szybko. Wszystko stało się w przeciągu kilku dni, tydzień temu jeszcze o nim nie wiedziałem. To wydaje się być takie głupie i niedorzeczne. Przecież nie można zakochać się w osobie na zabój w ciągu jednego dnia! Jestem też nieszczery wobec Eleanor i to sprawia, że cały czas o niej myślę. To, że ja jej nie kocham, nie znaczy, że nie zasługuje na miłość. Jest w porządku i naprawdę ją lubię, jeśli chodzi o przyjaźń, mimo, że wiele razy była denerwująca. Jakiś czas przed spotkaniem Harry'ego nawet zastanawiałem się nad tym, czy nie spróbować z nią jeszcze raz, ale zrezygnowałem zaraz po tym, kiedy przyszła w wakacje do hotelu, całkiem pijana. Zrozumiałem wtedy, że nie pasujemy do siebie. Ona była obojętna, leniwa i klasyczna, a ja pełny życia, oryginalny i wesoły. Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, niestety w naszym przypadku nie zadziałało.
Dochodzę po kilkuminutowej drodze do mojego domu i pcham furtkę, mokrą od śniegu. Otrzepuję się ze śniegu przy samych drzwiach i tupię nogami, by strzepnąć śnieg z moich butów i nie wnosić błota do domu. Wkładam mój klucz do diury przeznaczonej Lekko naciskam na klamkę i wchodzę rozglądając się po korytarzu. Jest tak cicho, że aż słychać tykanie zegara, które wisi w sąsiednim pokoju. Przechodzę do kuchni i natrafiam na wiadomość wiszącą na lodówce. Sięgam po nią i odrywam kawałek papieru kierując swój wzrok na słowa napisane niebieskim długopisem:

''Louis, kochanie twoje siostry pojechały nocować u babci
My z tatą wybraliśmy się do kina, jutro rano odbierzemy Lottie, Fizzy, Phoebe, Daisy, Doris, Georgię i jeszcze Ernesta.
Wrócimy na jutro na obiad, przygotujesz coś?

Całuję, mama x''      


Wzdycham i miętoszę karteczkę w ręce, po czym przenoszę się do salonu z herbatą w ręku i siadam na miękkiej kanapie włączając telewizję. Dzisiejszy dzień spędzę samotnie.


--------------------------------------------------------------
Wyrobiłam się! Mam nadzieję, że wam się spodobał.
Mam jeszcze jedno pytanie: wolicie długie rozdziały, ale rzadziej czy 
może krótkie ale częściej?
Malu x 

1 komentarz:

Szablon by S1K